Boksery w potrzebie

wspomnienie Sagi

„Chciałabym opowiedzieć pewną historię – historię naszej krótkiej (niestety), ale bardzo ważnej dla nas przyjaźni z bokserem.

Pewnego dnia w internecie zobaczyliśmy zdjęcie boksia – biedny, chudy, przerażony i smutny. I tak też się nazywał, Smutek. Nie ukrywam, iż w odruchu litości złożyłam ankietę adopcyjną. Okazało się, że chłopak znalazł szybko dom, ale Fundacja wysłała nam zapytanie czy przygarniemy inną biedę. I tak pewnego kwietniowego dnia Sagunia zawitała w naszym domu. Saga była piękną, starszą panią. Miała chore serducho, problemy z tarczycą i była głucha. Saga nie była psem szalonym i rozbrykanym. Na spacerach dostojna i stonowana, w domu spokojna i ułożona. Uczyliśmy się tej przyjaźni razem. Straszne dla nas było to, gdy drgała na nasz dotyk. Wniosek nasuwał się jeden: była krzywdzona. Nigdy za nic nie weszła do łazienki. Ale nauczyła się przytulać do nas, a na nasz widok po powrocie do domu potrafiła odtańczyć kuperkiem najprawdziwszą sambę. Jak to z psami bywa zawsze w domu jest ten jeden najważniejszy dla niego człowiek. Saga wybrała męża. Uwielbiała go a on odwzajemniał się jej tym samym. Często tak sobie ich obserwowałam i śmiać mi się chciało jak sobie pomyślałam, że wystarczył pies żeby faceta z krwi i kości tak rozmiękczyć J .  Przytulał, wycierał oczka, ścierał ślinę z pyska (mój mąż, którego na widok pampersa wymiatało z pokoju!), dokarmiał biednego pieseczka najlepszą szyneczką z lodówki a często na obiad zjadał ziemniaki z surówką bo nie mógł swojej pupilce kotleta odmówić. Dla niej zrezygnował z wyjazdu na wakacje (bo jak Sagunię zostawić u rodziny lub w hoteliku, przecież będzie myślała że ją porzuciliśmy, za rok pojedziemy!).

Myśleliśmy, że mamy dużo czasu. Nawet przez myśl nam nie przeszło, że możemy ją tak nagle stracić. Odeszła na rękach męża, byliśmy obok. Nie sądziłam, że to będzie tak bolało. Dzisiaj z perspektywy czasu myślę, że ona przeczuwała swoje odejście. Przez ostatni tydzień często przychodziła do mnie i pokładała głowę na kolanach i tak smutno patrzyła mi w oczy i wiem, że czekała na powrót męża który akurat wtedy był w delegacji. Jeszcze w nocy wyszli razem na spacer, wyszalała się z nim bo uwielbiała to. A po południu nagle zaczęła słabnąc. Saga odeszła w kwietniu, 2 dni przed swoimi pierwszymi urodzinami w naszym domu. Ból po niej jest wielki, straciliśmy prawdziwego przyjaciela.

Nie wiem czy istnieje życie po śmierci, ale my jesteśmy przekonani że wróciła przez Tęczowy Most żeby się jeszcze z nami pożegnać. Dzień po jej odejściu jechaliśmy samochodem, ja i mój mąż, każde w innym miejscu miasta. Rozmawialiśmy właśnie o niej, gdy na niebie pojawiła się piękna tęcza i wtedy mój mąż, zaczął się śmiać i powiedział: Saga jest koło mnie i puszcza bąki (taki miała zwyczaj jak koło niego siadała J ). Chwilę później i ja poczułam ją w aucie. Czułam ją jeszcze raz, w domu, koło jej posłania.

Saga zabrała ze sobą nasze serca. Była tym psem szczególnym, który trafia się raz w życiu. Widziałam kiedyś szkice psów przedstawionych jako ludzi, nie potrafię rysować, ale gdybym miała ją namalować byłaby dostojną damą w pięknej krynolinie i dużym kapeluszu przystrojonym kwiatami. Taką ją widzę.

Sagunia

Tę wzruszającą historię przesłała nam pani Emila. Dziękujemy