Boksery w potrzebie

Dom Tymczasowy okiem Aresa

OLYMPUS DIGITAL CAMERAAres wyskoczył z samochodu wprost na trawnik przed domem, zrobił siusiu i… bezceremonialnie położył mnie na ziemi. Duży, silny pies, śmierdzący niczym skunks, łypnął jednym okiem – nie miał najmniejszego zamiaru słuchać poleceń obcej baby. Niechciany, odrzucony w nieznanym mu środowisku. W domu czekała młoda,łagodna sunia – wolno im nie zaakceptować siebie nawzajem…Obleciał mieszkanie,obwąchał, obejrzał i…solidnie oblał. Szybko zdałam sobie sprawę nie tylko z fizycznej przewagi boksera, był zdecydowanym indywidualistą. Pozostało jedno – partnerstwo. Wiadomo, że w tym związku obowiązują kompromisy, żadnego siłowania, żadnej dyktatury. Byłam zrozpaczona, mogłam darować mu wszystko, ale nie brak kontaktu, szczególnie wzrokowego.Leżał na kocu i bacznie obserwował otoczenie. Mała, przyklejona do mojej nogi, wpatrywała się w brudne, śmierdzące psisko z nieukrywaną ciekawością. Olał ją, drań…. Pokaż psu jego miejsce w momencie wprowadzenia go do twego domu, jeśli tego nie zrobisz – zobaczysz wkrótce tyrana. Posiłki pies spożywa po tobie, a pierwszeństwo w drzwiach należy do ciebie…..Kto to wymyślił? Za nic w świecie nie miałam zamiaru narażać się silnemu psu. Już trzeciego dnia kłapnął, złapał zębami i na stopie miałam potężnego siniaka. Chciałam go tylko „odsunąć”, podczas kuchennych czynności, od wiadra z odpadkami… Później poszło mu gładko – ręce precz od psa! Nie chwytaj za moje szelki, zachowaj między nami odstęp, mów półgłosem i najważniejsze – ani się waż głaskać mnie po głowie… Spokojnie zaakceptowałam psie wymogi. Ares zawsze wbiegał i wychodził przez drzwi przede mną. Jednym, zdecydowanym ruchem wielkiego łba albo łapska „wypraszał” z „jego”drogi wszystkie osiedlowe psy…Kuchnia stała się areną, na której musiałam mieć oczy dookoła głowy i błyskawiczny refleks. Dwie miski, każda w innym rogu pomieszczenia. Posiłki o jednej porze i wojna o jedno ziarenko karmy… Niedługo pózniej wylizywali sobie nawzajem pychole. Brzydal, ignorując miękki koc, wybrał sobie miejsce – sofę malutkiej – spali odtąd we dwójkę.Nie upłynęło wiele czasu, a smarkata siedziała psu na łbie w dosłownym tego słowa znaczeniu. Miałam przed sobą dwa boksery – drobną Tarę i potężnego Aresa, z którym musiałam sobie poradzić w sposób możliwie najłagodniejszy. Oboje z bagażem paskudnych psich doświadczeń. Ona ufna, łagodna przylepa.
ares004On całym sobą krzyczał – daj mi święty spokój…Nie zapomnę nigdy wspólnych spacerów, na których różniące się od siebie wielkością, dwa jednakowej maści stwory biegły tuż obok….Słyszę wciąż krzyki zatrzymujących się dzieciaków: patrzcie, klonyy! Bezpieczna i pewna, jak za starych, dobrych czasów niezapomnianej Tory, wieczorne przechadzki odbywałam z samym Aresem.Muskularne psisko biegało z nosem przy ziemi, czasem tylko sprawdzając moją obecność. Dom okupowała para bokserów, a ja cała w szczęściu przeskakiwałam oba, leżące zwykle tam, gdzie było im wygodnie. Oboje solidarnie kradli suchy chleb i zrzucali, w celach konsumpcyjnych, z blatu na podłogę wszystko nadające się do pożarcia. Patrzyły na mnie dwie pary ciemnych oczu – jedna wesolutka, druga jakby zdziwiona, ostrożna… Z niekłamanym zachwytem „łapałam” dublowany obraz czworonogów w różnych sytuacjach. Przepiękne, rude brzydale zaczynały być o siebie zazdrosne, ten duży nie znał chyba smaku karesów. Ares był jednak chory, wymagał prędkiego zdiagnozowania i zdecydowanej pomocy weterynaryjnej. Miał przed sobą długi, żmudny proces leczenia. Drapał się w dzień i w nocy, wpadałam z hukiem do pokoju tylko po to by zatrzymać „biegające” po całym ciele łapy. Przy okazji słyszał co o nim myślę, niecenzuralne słowa nie pomagały… Dermatozy to jedne z najbardziej uciążliwych do opanowania schorzeń. Nie wszystkie zakazne, ale…na wszelki wypadek uznałam, że rozdział od łoża im nie zaszkodzi. Miał dla siebie całą sofę, a sunieczka z rozkoszą plasowała się teraz na mojej kołdrze. Zaczęliśmy regularne wizyty w lecznicy. Badania analityczne, trzustka, tarczyca i zeskrobiny pobierane kilkakrotnie….Jest grzybica. Znalazł się też świerzbowiec. Naszpikowana wzmacniającymi zastrzykami, witaminami i środkami uodparniającymi malutka, była bezpieczna. Weterynarze nie dodawali mi otuchy – niewykluczone, że pies jest atopikiem i zastosują terapię sterydami. Ares ma już ponad osiem lat, jak to zniesie? A działania uboczne? Rudzielce znów spały razem – jedno wtulone w drugie. Przy ich spokojnych oddechach, wisiałam niczym pajęczyca w sieci. Wszystko o atopii, lekarze, terapie, medykamenty, diagnostyka etc, etc… irracjonalne zachowanie, nie mogłam tym nic zmienić. Następna wizyta i tym razem zastrzyk encortonu pozbawił zmordowane psisko uporczywego świądu. Czekało mnie jeszcze jedno, wspaniałe doświadczenie – dotąd rozdrażniony i zmęczony już bardzo Ares coraz częściej zaczynał się uśmiechać …. Szeroko i łagodnie, jak tylko potrafi spokojne, szczęśliwe stworzenie. Życie weryfikuje najcudowniejsze plany, zostawia nas w świecie marzeń i tęsknoty za czymś nieosiągalnym…Malutka, śliczna Tara wyjechała. Zostaliśmy z Aresem we dwójkę, ale już wiem, że kiedy się urodzę po raz drugi, obok mnie będą one – boksery…..Potężnej postury pies, którego weterynarze określili jako wycofanego, bardzo powoli nabierał zaufania do ludzi. Nikt nie podnosił głosu, wyciągnięta dłoń oznaczała łagodny dotyk – coś zupełnie mu nieznanego.Wsłuchiwał się w moje gadanie i wreszcie doczekałam się najważniejszego – wzrokowego kontaktu. Patrzyłam wprost w psie oczy… brązowe o granatowych źrenicach – uważne i pełne spokoju. Oczy szeroko otwarte…Przestał je mrużyć,zginęły okalające je zmarszczki, które czyniły go starszym.
ares003Dzień po dniu poznawałam nowe oblicza dorosłego, doświadczonego przez życie czworonoga, a on… moje, opiekunki „na tymczas”. Wymagał ode mnie cierpliwości, wyrozumiałości i ciepła, którego prawdopodobnie nigdy nie zaznał. Miał kiedyś przed sobą kratę, ścianę, zamknięte pomieszczenie i pewnie czasem człowieka…. obojętnego albo wściekłego na zło konieczne, jakim był pies.Jedyną komendą, którą skutecznie mu wpojono, jest „na miejsce! leżeć!”. Nie słyszy dziś tych słów… Dziewięciolatek o bardzo dobrych zmysłach, czułym słuchu i węchu… Kojarzy pewne sytuacje, przedmioty, sylwetki ludzi. W Aresowym życiu ważną rolę odegrał prawdopodobnie młody mężczyzna, właściciel ciepłego barytonu i… roweru. Ponad 40 kilogramów chodzącego ciepła, podsuwa ciężki łeb pod moją rękę i pakuje się na kolana. Wciąż łaknie słów, choć teraz w zupełności wystarczą nam spojrzenia…Nie trwała długo nauka całowania,oboje to bardzo lubimy. Ares jest stworzony do pełnienia obowiązków towarzysza dziecka….drobne rączki maluchów opierają się ufnie o psi grzbiet. Obrażony na śmierć i życie bokser nie jest dla mnie novum – a jakie przyjemne są przeprosiny… Wszedł w jesień życia i tak jak starsi ludzie zasługuje na szacunek. Psi Senior ponad wszystko przedkłada ciszę, spokój i ceni sobie towarzystwo człowieka. Aresowa starość nie będzie nigdy równoznaczna z bezdomnością, cierpieniem związanym z nieleczonymi schorzeniami, głodem i zimnem.
ares005Brzydal wciąż ma status tymczasowicza, zaaklimatyzował się w przedsionku do stałego domu. Kilka miesięcy temu niechciany, niekochany i zaniedbany, dziś uznał terytorium i domowników za własność. Głośne szczekanie uprzedza dzwonek do drzwi, a psisko pełni funkcję fantastycznego „piecyka”, w chłodne wieczory….Potrzebowaliśmy tego oboje. Ares bo był zwierzęciem niczyim, choć niezupełnie bezdomnym. W moim życiu to kolejny,ważny epizod z psem w roli głównej…. Jeden z wielu bokserów w potrzebie, pierwszy dorodny samiec w mym domu, ale… mam nadzieję, że nie ostatni przedstawiciel grona starszych czworonogów. Dojrzałość czyni je wszystkie jedynymi w swoim rodzaju.Mam nadzieję, że Cesar Millan ma rację, mówiąc: „Pies nie żyje przeszłością tylko teraźniejszością”…
Ewa

Galeria zdjęć

ares001
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
ares005
ares003
ares004
X

    Zaadoptuj mnie wirtualnie

    Imię i nazwisko *

    e-mail *

    Kwota